Świadectwo Mariusza

Nawróciłem się 10 lat temu. Wszystko zaczęło się od zapoznania Kingi, ona była już nawrócona, a ja szukałem dziewczyny, która mogłaby zostać moją żoną. Po kilku spotkaniach Kinga powiedziała mi, że chodzi do ‘innego’ Kościoła i chciałaby mnie tam zabrać. Oczywiście zgodziłem się i od pierwszego spotkania byłem pod ogromnym wrażeniem, jak bliską, bezpośrednią i żywą relację można mieć z Bogiem. Uwielbienie bardzo mnie poruszyło, następnie Wieczerza była kolejnym, pozytywnym zaskoczeniem.Chociaż nie pamiętam czego dotyczyło kazanie, wiem, że słuchałem ze zdumieniem, że można tak ciekawie mówić o Słowie Bożym. Po nabożeństwie podobały mi się rozmowy, wspólne porządki i bardzo sympatyczne, pełne serdeczności pożegnanie. Tak pamiętam moje pierwsze nabożeństwo. Później były kolejne nabożeństwa, rozmowy i grupy domowe. Ziarno zostało zasiane i czułem powolny wzrost w Panu. Każde spotkanie niosło za sobą wiele nowego i ciekawego. Pamiętam moją pierwszą modlitwę na głos. Było to w kajaku na jeziorze w Piasecznie, najpierw modliła się Kinga, a później ja. Pamiętam jak trudno było mi modlić się na głos, ponieważ nigdy wcześniej tego nie robiłem.Dodatkowo, nie wiedząc czemu, czułem się strasznie skrępowany i zdenerwowany choć byliśmy tam zupełnie sami.
Przed poznaniem Kingi i Kościoła Chrystusowego chodziłem do Kościoła Katolickiego. Nie byłem zbyt gorliwym katolikiem, jednak raz lub dwa razy w miesiącu bywałem na mszy. Pamiętam, że mimo słuchania z zaciekawieniem, modlitwy stanowiły dla mnie klepanie regułek, które niczego nie zmieniały w moim sercu. Pamiętam, że gdy już byłem znudzony, zamiast słuchać modliłem się o bliskich, o znajomych, o sprawy które się działy w moim życiu lub miały się stać.

Można powiedzieć, że byłem dobrym, a jeśli to złe słowo – neutralnym człowiekiem, nie robiłem nikomu krzywdy. Wiele zawdzięczam moim rodzicom, którzy nauczyli mnie szacunku do innych osób oraz tego, że zawsze trzeba pomagać. Choć mało rozmawialiśmy o tych rzeczach z rodzicami, widziałem to w ich codziennym życiu. Przy moim Tacie nauczyłem się wielu przydatnych rzeczy, choć przyznam, że do dziś różne drobne naprawy w domu muszą odleżeć nawet kilka tygodni lub miesięcy.
Po kilku miesiącach podjąłem decyzję – chcę oddać swoje życie Panu i przyjąć Chrzest. Ówczesny Pastor w Działdowie wraz z Diakonem rozmawiali ze mną o tym, czy jestem tego pewien, czy zdaję sobie sprawę jaka może być reakcja rodziny i na początku pomyślałem, że chcą mnie zniechęcić. Później jednak zdałem sobie sprawę, że chcieli uświadomić mi, że za przyjęciem Pana Jezusa może iść prześladowanie i odtrącenie bliskich.

14 listopada 2004 roku w Kościele w Ciechanowie Mariusz Czempka udzielił mi Chrztu. Po powrocie do domu, gdy wywiesiłem swoje mokre ubrania, widziałem łzy mojej Mamy na ich widok. Choć nigdy o tym nie rozmawialiśmy, wiem, że rodzice długo nie mogli się pogodzić z tym, że zmieniłem Kościół. Kilka miesięcy po moim Chrzcie oświadczyliśmy rodzicom, że chcemy się pobrać i to był dla nich kolejny szok. Tak więc czas po nawróceniu był trudny dla mnie, ponieważ widziałem jak moi rodzice bardzo mocno przeżywają zmiany, które dzieją się w moim życiu. Po przyjęciu Chrztu i rozpoczęciu życia z Panem wiele razy Jego słowa sprawdzały się w mojej codzienności. Pamiętam jak Pan pobłogosławił mi z pracą, kiedy pracowałem w LG i złożyłem aplikacje do DG. Wymagana była tam znajomość dwóch języków obcych, a ja słabo znałem język niemiecki. Na wstępnej rozmowie powiedziałem, że znam trochę niemiecki i angielski. Gdy zostałem zaproszony na rozmowę w siedzibie firmy, wiedziałem, że samo stwierdzenie, że znam język będzie niewystarczające. Pamiętam, że podzieliłem się tym z Grzesiem Dziadoszem, a on przygotował mi kilka zdań po angielsku, których nauczyłem się na pamięć i tak poszedłem na rozmowę. Pan tak pobłogosławił, że dostałem tę pracę i spędziłem tam ponad 7 lat.
Codzienne życie z Panem jest pełne radości i pewności, że Pan troszczy się o nasze sprawy każdego dnia. Gdy staramy się podobać Panu w każdej dziedzinie życia, to krok po kroku stajemy się lepszym świadectwem dla innych. Przy czytaniu Słowa, choć zdarza mi się to zaniedbywać i wiem, że zasmucam tym Pana Boga, często myślę o tym jakim jestem świadectwem dla innych i czy inne osoby mogą o mnie powiedzieć, że jestem dobrym człowiekiem. Myślę, że to pomaga, by dążyć dalej do Bożej doskonałości. Nadal w modlitwach głównie wołam do Pana o innych, jednak znacznie częściej też dziękuję za to wszystko co Pan dla mnie uczynił i czyni każdego dnia. Choć nie do końca potrafię to wytłumaczyć, wiem, że każdego dnia Pan daje mi wiele radości i wlewa tyle spokoju w moje serce, że nie muszę się martwić. Być może jest to spowodowane postawą Joba i jego słowami, które ciągle mi towarzyszą, że to Bóg dał i Bóg zabrał.Wierzę, że tak już pozostanie do końca mych dni i życzę Wam, aby Pan także wlewał Boży spokój w Wasze serca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *