Wychowałam się w rodzinie katolickiej, w której nie rozmawiało się o Panu Bogu, mimo, że każdy na swój sposób wierzył w Jego istnienie. Zachowania religijne, takie jak chodzenie do kościoła w niedziele i święta, modlitwa przed spaniem, były tylko przyzwyczajeniem i czymś co po prostu robiłam (bez zastanowienia i szukania w tym sensu), zwykła rutyna a czasem nawet przymus ze strony rodziców lub księdza. Jako młoda dziewczyna byłam bardzo skrytą osobą, zamkniętą w sobie. Nie potrafiłam się cieszyć, ciągle się zamartwiałam, obwiniałam, byłam przygnębiona, nie miałam w sobie radości. Do tego towarzyszyły mi przezwiska, które zasmucały mnie jeszcze bardziej. W szkole średniej zaczęłam zagłuszać ten stan częstymi spotkaniami ze znajomymi i imprezami alkoholowymi. Wtedy wydawało mi się. że jest to fajny czas.
Przed maturą poznałam mojego przyszłego męża, z którym w drugim roku naszego małżeństwa trafiliśmy na kurs Alfa (to wspaniały kurs świadomego chrześcijaństwa), podczas którego nastąpił w moim życiu przełom. Na trzecim spotkaniu usłyszałam, że Jezus umarł za nasze grzechy! Do tej pory było to dla mnie jakieś wydarzenie z przeszłości, z którym nie mam nic wspólnego. Dopiero w tym momencie zrozumiałam, że to konkretnie za moje własne grzechy Bóg ofiarował swojego Syna! To był największy szok i odkrycie w moim życiu! Nigdy w ten sposób nie myślałam, docierało to do mnie przez dwie kolejne nieprzespane noce. Zrozumiałam jak bardzo ranię Pana Boga swoimi grzechami.
Z płaczem dziękowałam Mu za to, co dla mnie zrobił i przepraszałam ze grzechy. Wielką łaską od Pana jest dla mnie to, że mój mąż tej samej nocy przeżył to samo co ja. Postanowiliśmy, że razem chcemy iść za Chrystusem. Od momentu w którym zrozumiałam, że jestem dzieckiem Bożym widzę sens w swoim życiu, radość sprawia mi piękno przyrody, zwykłe miłe gesty, drobiazgi, których wcześniej nie zauważałam, a perspektywa wieczności z Bogiem jest dla mnie najcenniejsza. Jednocześnie jestem wdzięczna za to co jest tu i teraz.